Marcin Gugulski Marcin Gugulski
1532
BLOG

Pijany budżet Warszawy

Marcin Gugulski Marcin Gugulski Polityka Obserwuj notkę 7

 Zarządy ponad połowy warszawskich dzielnic wystąpiły lub zamierzają wystąpić do Rady Warszawy o zgodę na radykalne zwiększenie zatwierdzonego niecałe 11 miesięcy temu limitu liczby punktów sprzedaży wódki i innych mocnych napojów alkoholowych. Jestem temu przeciwny.

Jeżeli we władzach stolicy i stołecznych dzielnic nie ma woli, by – tak jak to robią na Litwie – zmniejszać liczbę wódopójni, to niech Rada Warszawy utrzyma dotychczasowe limity, a przynajmniej niech nie zwiększa ich liczby w tempie większym niż wzrost liczby mieszkańców naszego miasta.

 

W styczniu zarządy większości dzielnic zaproponowały gwałtowny wzrost liczby lokali z wyszynkiem i sklepów sprzedających wódkę na wynos:

Bemowo - o 25% (z 240 do 300; wzrost o 60)

Mokotów - o 18% (z 500 do 590; wzrost o 90)

Wilanów - o 18% (z 110 do 130; wzrost o 20)

Ursynów - o 15% (z 330 do 380; wzrost o 50)

Śródmieście - o 9% (z 1150 do 1250; wzrost o 100)

Podobne wnioski szykują lub już przygotowały także władze m.in. Ochoty, Pragi-Południa, Śródmieścia, Targówka, Woli i Żoliborza. W niedawnej ankiecie prasowej jedynie przedstawiciele władz Białołęki, Rembertowa i Włoch wyraźnie zadeklarowali, że wystarczą im dotychczasowe limity, które w przypadku tych niewielkich dzielnic wynoszą 210, 75 i 175 punktów sprzedaży napojów alkoholowych zawierających powyżej 4,5% alkoholu (z wyjątkiem piwa).

 

Na terenie Warszawy maksymalną dopuszczalną liczbę punktów sprzedaży mocnych alkoholi ustalono18 marca 2010 roku, gdy radni miejscy niemal jednogłośnie uchwalili, że limit ten ma wynosić 5015, w tym:

 - 2250 dla restauracji i innych lokali gastronomicznych sprzedających mocne alkohole przeznaczone do spożycia na miejscu,

- 2765 dla sklepów i innych placówek handlu detalicznego, sprzedających mocne alkohole nieprzeznaczone do spożycia na miejscu.

Załącznik do uchwały nr LXXIV/2298/2010 Rady m.st. Warszawy z dnia 18 marca 2010 r. ustalał też dzielnicowe limity (dla wielu dzielnic niezmieniane od 2005 roku).

 

Od 18 marca 2010 roku minęło niecałe 11 miesięcy.

Co takiego stało się w tym czasie z Warszawą i jej dzielnicami, że stare limity mają iść w zapomnienie?

Czemu odrzuca się przyjęte wówczas – i tak przecież wysokie – kompromisowe ograniczenia?

Czy aż tak bardzo zwiększyła się liczba ludności Warszawy? Przecież nie.

Czy skrywanym motywem przedstawianych propozycji jest wzrost zadłużenia miasta i dzielnic oraz trudna sytuacja finansowa budżetu miasta i państwa, które pod rządami ekip pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz i pana premiera Donalda Tuska nie wywiązują się ze złożonych w kampaniach wyborczych obietnic i teraz na gwałt szukają poparcia a to najbardziej złaknionych wódki dostępnej na wyciągnięcie ręki wyborców, a to tych handlowców i restauratorów, którzy chcą im ją podsunąć pod sam nos?

W 2009 roku zasilające kasy dzielnic wpłaty do budżetu stolicy z opłat koncesyjnych (tak zwanego `korkowego`) sięgały18 mln zł. Wprawdzie korkowe wolno wydać tylko na walkę z alkoholizmem i uzależnieniami, ale pieniądz w kasie to jest pieniądz w kasie. Poza tym wzrost liczby punktów sprzedaży niemal na pewno zaowocuje wzrostem sprzedaży alkoholu, więc przy okazji pewnie i budżet państwa pożywi się wzrostem wpływów z akcyzy i CIT.

 

Czy Warszawa musi iść tą drogą? Czy musi zwiększać ilość punktów sprzedaży wódki, co niemal na pewno spowoduje wzrost jej spożycie?

Jaki sens ma ułatwianie zakupu wódki po to, żeby zarobić trochę więcej pieniędzy przeznaczonych na zwalczanie alkoholizmu? Oczywiście można to popierać, ale przedtem wypadałoby uczciwie odpowiedzieć na kilka elementarnych pytań.

Czy przestała być aktualna intuicyjnie oczywista, ale też stwierdzona przez amerykańskich i holenderskich badaczy zależność między wzrostem gęstości punktów sprzedaży alkoholu a wzrostem spożycia alkoholu oraz między wzrostem gęstości punktów sprzedaży alkoholu a wzrostem liczby obrażeń ofiar wypadków drogowych?

 

Czy godząc się na zwiększenie o 18% liczby punktów sprzedaży wódki i innych mocnych alkoholi na stosunkowo spokojnym (w porównaniu ze Śródmieściem czy Wolą) Mokotowie chcemy sobie zafundować wzrost liczby ofiar wypadków drogowych i przestępstw, w tym ofiar przemocy sąsiedzkiej i domowej?

Czy wzbogacając dziś doraźnie budżet dzielnicy o wpłaty z korkowego Zarząd i Rada Dzielnicy godzi się na ponoszeniu już w nieodległej przyszłości zwiększonych wydatków nie tylko na przeciwdziałanie alkoholizmowi, ale też na ochronę zdrowia, opiekę społeczną, pomoc rodzinom, utrzymanie porządku publicznego oraz zwalczanie przestępczości i przeciwdziałanie patologiom społecznym?

 Uzasadniając gotowość zwiększenia liczby punktów sprzedaży mocnych alkoholi zarządy dzielnic powołują się na rosnące zapotrzebowania zgłaszane przez właścicieli lokali gastronomicznych i sklepów. Robią to jednak także tam, gdzie dotychczasowe limity nie zostały wyczerpane.

Powołują się też na zgłaszaną przez handlowców i restauratorów chęć takiego przebranżowienia działalności, która umożliwi również sprzedaż wódki i innych mocnych trunków. Powołują się na wnioski napływające z osiedli, w których wybudowano nowe bloki lub domy mieszkalne. Robią to jednak także w przypadku tych osiedli i ulic, na których wystarczy rzucić beretem, żeby trafić w sklep z wódką (choćby Chodkiewicza czy Puławska przy Dworcu Południowym na Mokotowie).

 Zarząd Dzielnicy Mokotów wnioskuje o zwiększeniu limitu punktów sprzedaży mocnych alkoholi z 500 do 590 – czyli mniej więcej z 1 na 600 mieszkańców do 1 na 500 mieszkańców (według informacji na temat liczby stałych mieszkańców Mokotowa podanej 26 stycznia przez nowego wiceburmistrza dzielnicy mgr. Zdzisława Szczekotę podczas posiedzenia Komisji Bezpieczeństwa, Porządku Publicznego i Przeciwdziałania Patologiom Społecznym Rady Dzielnicy) lub z 1 na 450 mieszkańców do jednego na 381 mieszkańców (według ostatnich oficjalnych danych GUS).

 

Koroną argumentacji Zarządu jest przedostatnie zdanie uzasadnienia, podpisanego przez wiceburmistrza Szczekotę:

„…uwzględniając cel ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi jakim jest ograniczenie dostępności alkoholu wydaje się, iż ustalenie liczby punktów na w/w poziomie będzie optymalnym rozwiązaniem”.

Doprawdy, żeby podpisać się pod tym zdaniem, trzeba być z tych prawników, którzy – tak jak pan wiceburmistrz – w 1982 roku rozpoczynali służbę zawodową w Milicji Obywatelskiej, więc nie mieli czasu zapoznać się z ustawą z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, w której zapisano:

„Uznając życie obywateli w trzeźwości za niezbędny warunek moralnego i materialnego dobre Narodu, stanowi się, co następuje: Art. 1. ust. 1. Organy administracji rządowej i jednostek samorządu terytorialnego są obowiązane do podejmowania działań zmierzających do ograniczenia spożycia napojów alkoholowych oraz zmiany struktury ich spożywania…”.

Tak. Samorządy mają dążyć do „ograniczania spożycia”, a nie do „ograniczania dostępności poprzez zwiększanie liczby punktów sprzedaży”…

Zarząd podpiera się argumentem, że jeżeli nasza dzielnica nie wystąpi o jak największy wzrost limitów (nawet z pewnym zapasem, bo władze miasta i tak coś obetną) – to inne dzielnice rozdrapią nowe koncesje, pożywią się zyskami z korkowego, zaspokoją apetyty swoich restauratorów, handlowców i konsumentów mocnych alkoholi, gdy tymczasem z naszej dzielnicy handlowcy się wyniosą, restauratorzy zbankrutują a spragnieni wódki Mokotowianie będą kupować i płacić w sąsiednich, bardziej zapobiegliwych dzielnicach a wódkę przywozić na Mokotów w butelkach lub w żołądkach.

26 stycznia argumenty Zarządu Dzielnicy Mokotów nie przekonały wszystkich radnych z Komisji Bezpieczeństwa. W głosowaniu padły 4 głosy za i 2 głosy przeciw. Przeciw głosowałem ja oraz radna Izabela Stawicka z kluby radnych SLD.

 

Kto chce, by bramy warszawskich domów okupowali szczający i rzygający pijaczkowie, niech popiera wzrost liczby sklepów z alkoholem na wynos.

Kto nie lubi cichych enklaw zielonej Warszawy, niech popiera wzrost liczby lokali serwujących nie tylko piwo, ale i mocne alkohole.

Kto chce by symbolem naszego miasta była pijana tłuszcza, która drwiąc z uczuć Warszawiaków w samym centrum kulturalnym stolicy, bo na Krakowskim Przedmieściu, wznosiła krzyż z puszek po piwie, niech popiera otwieranie wódopójni w każdym nowym osiedlu i w co drugim nowym bloku mieszkalnym.

Ja jestem temu przeciwny.

 

1 lutego o godz. 16.00 w Domu Kultury przy ul. Łowickiej 21 Rada Dzielnicy Mokotów zbierze się na sesji, podczas której zaopiniuje wniosek Zarządu Dzielnicy o pozytywne zaopiniowanie zwiększenia o 90 liczby punktów sprzedaży wódki i innych mocnych alkoholi na terenie Mokotowa. Wstęp wolny.

66 lat, czyli już - dzięki PiS - w wieku uprawniającym do emerytury, ale jeszcze nie składam broni, pracuję, piszę, liczę itd. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka